piątek, 30 września 2011

30.09.2011

Michaśka jest typowym chuściochem. Żywą reklamą chust i noszenia dzieci. Zapada w błogi sen sekundę po wsadzeniu do chusty. Kocham ją za to, bo dzięki temu mam możliwość, żeby pójść z Milankiem na spacer, na plac zabaw, do sklepu... gdziekolwiek... :)
Jako, że nasza okolica nie obfituje w chodniki (czytaj: wogóle ich nie ma poza naszym osiedlem), to chusta jest dla mnie wybawieniem... Milan z buta, Miśka w chustę i w drogę i nie straszne nam place zabaw i inne cuda, wszędzie dotrzemy, wszystko zrobimy... :)

Dziś na tapecie Didymos Nino zakupiony z drugiej ręki, od znajomej. Cudna chusta, niesamowicie miękka, plastyczna i dobrze trzymająca... Nie byłam do niej przekonana po zakupie, nie podobała mi się kolorystycznie, jakaś taka zbyt jednolita jest...
Miałam nawet plan, żeby ją sprzedać zaraz po zakupie, jakoś tak mi nie przypadła do gustu... ale w końcu się przemogłam i ją założyłam i... wsiąkłam i kocham ją za jakość noszenia...
Cudny, żakardowy, bawełniany... Kocham go. Gdyby jeszcze był trochę bardziej kolorowy, gdyby wzór był bardziej wyrazisty... Może ją do farbowania oddać? :)

Z ciekawostek - ten model Didymosa jest potocznie nazywany "peniskami", nazwa wzięła się od rysunku na chuście, który przedstawia... matkę niosącą dziecko w chuście :) Logiczne, prawda? :)

Poniżej kilka fotek z dzisiejszego wypadu na plac zabaw (przepraszam za jakość, ale fotki robione osobiście, komórką, jako, że w tygodniu jestem sama)...

Ja, Michasia i "peniski" :)


Cień chustomamy:

No i wreszcie udało mi się wytłumaczyć mężowi, że jeśli nie teraz, to pewnie już nigdy nie zrobimy własnych instrukcji noszenia, bo nam Michasia wyrośnie... Istnieje więc szansa, że w weekend się za to weźmiemy :) Bójcie się :D

Blogowanie czas zacząć

Może mi się uda, może dam radę, czasowo i wogóle, spróbujemy, to pierwszy wpis na moim chustowym blogu...


No więc zaczynamy:
Mam na imię Ewa i mam dwójkę dzieci, ze stosunkowo małą róznicą wieku (rok i 9 miesięcy). Milanek i Michalinka są bardzo fajnymi, pogodnymi dzieciakami. Oboje są chustowani. Milanek od czasu kiedy miał ok. 1,5 miesiaca i koszmarne kolki, Michalinka praktycznie od czasu mojego powrotu ze szpitala, czyli od 4 dnia życia.

Jako, że mieszkamy pod Warszawą, (niby w cywilizowanej okolicy, ale jeszcze nam chodników nie dorobili), to na spacery nie chodzimy z wózkiem, tylko w chuście. A konkretniej - ja z Michasią w chuście a mój szanowny małżonek z Milankiem w nosidle. Milanek obecnie ma fazę bezchustową - czytaj - w chuście za nic nie wysiedzi, ale nosidło ergonomiczne jest super ;) Zresztą, nie powiem, nie chce mi się w ciągu spaceru 50 tysięcy razy rozplątywać i motać z powrotem chusty. A dwulatek tego by właśnie wymagał... Bo nasze spacery wygladają tak:
"Mamo/Tato góre" (Mamo/Tato, na górę, czyli na rączki), a 3 minuty później: "Mamo/Tato, Nanek sam iść" (Mamo/Tato, Milanek chce sam iść), po kolejnych 3 minutach "Mamo/Tato góre"... I tak wkoło Macieju :) Czyli mamy wesoło :)

Zarówno Milan, jak i Michasia bardzo lubią chusty, choć mam wrażenie, że większe samozaparcie mam teraz, przy Michalince... Może przy Milanie chusta nie ratowała mi dnia aż tak... bo jednak dwulatek i niemowlę są duuuużo bardziej zajmujący niż sam niemowlak...

No ale dość już o nas :)

Zaczynamy :)